Obsada jak sie patrzy, historia też niczego sobie, ale gorzej z wykonaniem, które przypomina mocno wstrząśnięty miks Miami Vice i MacGyvera (z wmieszaniem oczywistego wątku miłosnego ma się rozumieć). Nie ma tragedii, nie jest źle, ale fajerwerki widza nie podgrzewają. Jeśli podejdziemy jednak do seansu jako do tworu czysto rozrywkowego, nie powinniśmy czuć się doszczętnie rozczarowani. Gibka figurka Ellen i zdeterminowany Andy - na osłodę.