Chyba za dużo się spodziewałem, Ellen Barkin kompletnie nie z tej bajki, jak dla mnie. Ten
jej mąż, z kosmosu jakiś pastor... chora więź z byłym mężem, kłótnie z nim, wymuszanie
potwierdzeń jego okrucieństwa, naprawdę nie wiem, co to miało wnieść. Ta jej matka, niby
kobieta bez uczuć, ale jednak wydmuszka, którą targają emocje w dosłownie chyba dwóch
momentach...? Wszystko podane na tacy i wielokrotnie potwierdzane. Zły ojciec, spaczone
dzieci, cierpiąca Ellen Barkin, starszy pan, który na końcu w imię przesłania narkotyzującego
się syna, jednoczy rodzinę pogrzebem. Jeżeli to miała być psychodrama, to niestety nie na
mój gust.
Może jest tu wszystko takie chaotyczne, bezsensowne, trudne do logicznego wytłumaczenia. Każdy dziwnie działa, trochę jak postacie z różnych bajek, rozmijające się w swych oczekiwaniach. Ale czy tacy nie jesteśmy? Mało kto naprawdę panuje nad swoim życiem. Na zewnątrz udajemy zorganizowanych, przebojowych, skutecznych, a że tak nie jest wiemy tylko przed sobą samym. Tu chociaż ludzie ze sobą rozmawiają, w miarę szczerze, a to zawsze prowadzi do jakiegoś oczyszczenia, jak po burzy. Normalnie to zakładamy maski i wtedy w takich rodzinach jest pozornie milutko i normalnie, dopóki nie pęknie ta bańka z nagromadzonymi, często złymi emocjami.
Ależ jak najbardziej, każdy z nas działa dziwnie, ale nie ciągle, a oni tam cały czas są taką sztuczną machiną do udziwnień. Odnoszę wrażenie, jakby to wszystko było robione na siłę, jakby im ktoś dał zadanie do zrobienia: bądźcie chaotyczni i dziwni, a oni to robią nie do końca przekonująco. Może ja się za dużo spodziewałem, nie wiem, a może faktycznie w moich chaotycznym świecie szukam czegoś, co będzie trochę bardziej do ogarnięcia...
Może może... Ale jedno Ci powiem: Jeżeli wyglądasz jak w Twoim awatarze, dasz radę i ogarnąć i zrozumieć.
Według mnie film był bardzo ciężki do oglądania a wszystko co spotkało głównych bohaterów było cholernie niesprawiedliwe.